Zwierzętom zaś doradzam, aby ludziom po wsiach nie ufały zbytnio. Przynajmniej w tych naszych geograficznych rejonach, nie wspominając Malty. Człek nie tylko wie, jak sąsiada dla pieniędzy w stodole podpalić, umie też własnego psa „usunąć”, jeżeli ten samochód szczekając uszkodzi, a kierowca o szkodę się upomni. Albo flarę w tyłek przyjacielowi wsadzi i na Sylwestra w zabawie szampańskiej do jeziora pogoni.
A tak w ogóle to ludzcy jesteśmy, użalić się możemy, głodnego nakarmimy, na tacę rzucimy, jeśli mamy. A zwierzak, cóż to jest zwierzę? Kolejny przedmiot, no może ruszający się żywiej. Na wódkę można zarobić kradnąc psa sąsiadom i odstawiając za nagrodę do schroniska, to przynajmniej zwierz na tyle się przyda.
A w nas człowieczeństwa tyla, co w sobie możemy wyskrobać współczucia. O takie wobec zwierząt starać się nie musimy, jako że chociażby Kościół dba jedynie o nasze zbawienie. A że po drugiej stronie chmury czekać na nas będą wszystkie skrzywdzone przez nas Burki, Ciapki i inne Kundle i wstawią się lub nie do Pana? A ileż by to pamięci trzeba w sobie zachować, aby za każdym rozjechanym pod kołami psem, czy kotem wspominać?
Dodaj komentarz