Wirus w koronie łączy się oczywiście z psychozą i z przedziwnymi akcjami wszechmocnych i wszechwiedzących dziennikarczyków. Otóż pojawiło się zjawisko autorytetu opartego na narodowym pochodzeniu. Gada taka pani w telewizorni tylko dlatego, że jest Polką i do tego mieszka w Italii. Słuchamy, jak opowiada, mamy do niej zaufanie, natomiast do rzeczywistych w tej branży autorytetów nie.
Wpadamy w paranoję, chociaż na grypę ludzi umiera więcej. W ogóle ludzi umiera najwięcej dlatego, że są ludźmi, a nie dlatego że zachorowali. Jakoś tak dziwnie jesteśmy zbudowani, że zapominamy, iż śmierć jest jedynym konkretem osiągalnym dla każdego. Zachowujemy się jednak, jakby nie miała ona do nas żadnego dostępu pozostawiając ewentualne rozważania nawiedzonym mistykom, o ile ktokolwiek jeszcze takich czytuje.
Przecież takich w smartfonach nie ma. Strach jednak istnieje i dlatego wirus w koronie staje się nagle najważniejszy. Na dalszy plan odchodzą dość oczywiste przyczyny choroby i problemy konfliktu Chin z resztą świata (czytaj Ameryką). Najciekawsze jest to, że niektórym wydaje się, iż posiadając pieniądze mają prawo do wiedzy, że do nich wirus nie dotarł i rzucają się pazernie na testy odpornościowe tak samo, jak na nowy gadżet, który przecież im się należy.
Dodaj komentarz