W tle są ogromne pieniądze i dwa konkurujące Narody Wybrane. Oprócz tego ciągle w tle II Wojna Światowa i w konsekwencji spodziewane, albo nie, reparacje od Niemców. Dochodzą do tego nasze i śródziemnomorskie imponderabilia. Jako przyprawa pojawia się hipokryzja, która cosik się tutaj nad Wisłą, między źdźbłami słomy, zagnieździła.
Ona to nakazuje powtarzać mantrę, że gdzie pieniądze, tam Naród Wybrany. Jak gdyby nam wcale o żadne pieniądze, nigdy ale to nigdy, nie chodziło. Kryształowe intencje, przecież, każdego dnia nakazują rezygnować z nieczystych pieniędzy po zmarłych, ze spadków, czy legatów. Przecież dusze nasze nieskalane są, a tamci tylko o pieniądzach myślą.
Patrząc, więc, na tło zaczynam powoli rozumieć, że węzeł jest nie do rozwiązania. Tam, gdzie w grę wchodzi padlina, hieny nie znają litości. Przy okazji tworząc nasze Prawo ustawiamy na pomnikach w konkurencyjnym Narodzie Wybranym nowych proroków (no bo przecież z Grossa takiego zrobimy zbyt wiele doń przywiązując wagi). Jeszcze raz, nie liczą się nigdy czyste intencje, natomiast – jak zawsze – brak umiejętności (i znów ta nieszczęsna słoma, co z butów wyłazi).
Dodaj komentarz