Parafrazując Kożewa-Kożewnikowa, który stwierdził, że zasadniczo Hegel miał rację, odniosę to samo do Fukuyamy, zdając sobie sprawę, że jest to stwierdzenie mocno dyskusyjne, chociaż nie należy się tym zbytnio przejmować i tak, bowiem, nikt tego nie czyta, a jak czyta, to nie do końca rozumie: po co takie prowokacje? Sam tego nie rozumiem. Koniec historii pojmowanej jako rozwój kumulujących się doświadczeń i sprzeczności stopniowo się rozwiązujących nastąpił z chwilą zastosowania takich technik społecznych, które zniosły sprzeczność między jednostką i jej aspiracjami. Otóż współczesność przedstawia każdemu z nas ofertę praktycznie nieograniczoną dotyczącą możliwości realizowania podmiotowości i tylko od mojej woli zależy, czy zechcę z tego skorzystać, czy nie, bo dzisiaj nie ma praktycznie żadnego sensu zwalanie winy na stosunki społeczne, wyzysk, czy inne temu podobne.
Jeżeli społeczeństwo pełne niewolników wybiera bierną konsumpcję, a jego członkowie zawaleni chłamem towarów preferują wylegiwanie się na kanapie, to nie możemy już zrzucać odpowiedzialności na zły świat, który uwziął się na biedaków, jako że współcześnie nawet biedak ma otwarte drzwi, aby stać się wojownikiem-herosem. W tym sensie rozumiem koniec historii, w którym rozleniwiony Duch rezygnuje z dalszej samorealizacji. Obiektywnie sprzeczność nadal funkcjonuje, subiektywnie zaś nikogo to nie obchodzi.
Podmiot pokryty przedmiotami, gadżetami, iluzją wszechmocy skrywającą się w technologii, sam staje się przedmiotem i w historii odgrywa rolę o tyle, o ile może nabywać dalsze przedmioty (uprzedmiotowiony podmiot), czyli pozostać narzędziem do akumulacji bogactwa wojowników-herosów. Historia, w istocie, zatrzymała się, bo społecznie wyczerpawszy przesłanki rozwoju pęcznieje. Pęknie kiedyś jak bańka mydlana, a stanie się to wówczas, kiedy konsumpcja osiągnie krańce możliwości, a ludzie nie wrócą z kanap do zwykłego życia. A może to tylko kolejny zwój w spirali?
Dodaj komentarz