Tak się jakoś porobiło, że nagle komunizm wrócił objawiając się w stanie umysłów. Suweren wydaje się być zmęczony walką o niezależność, samorządność, autonomię i przypomniał sobie o istnieniu opiekuńczej roli Państwa, zdejmującego z każdego obatela odpowiedzialność, wrzucając od czasu do czasu coś do kiesy: a to 500+, a to trzynastą emeryturę, a to umarzane pożyczki w ramach epidemii. Fajniej się żyje, jeśli ktoś za nas podejmuje decyzje i jeszcze dosypuje grosza. A tyle napluliśmy na komunizm, tyle naprzeklinaliśmy komunistów.
Nagle okazuje się, że za wszystko powinien odpowiadać jak nie premier, to jego minister. Żadne tam terytorialne przedstawicielstwa, nie daj Boże samorząd, nie są w stanie podjąć decyzji, bo boją się odpowiedzialności. Wirusy trzeba liczyć centralnie i tylko z poziomu ministerstwa można opracować strategie, jako że w szpitalach lekarze już się na niczym nie znają. Nauczyciele ze strachu przed wirusem i rodzicami wszystko chcieliby scedować na ministra, który jak się zdaje, powinien prowadzić za rączkę każde dziecko i każdego prowincjonalnego dyrektora.
Przez lata walczące o niezależność związki zawodowe prześcigają się w wyciąganiu ręki nie do pracodawców, a do rządu, bo w końcu okazał się wygodniejszy jeden jedyny pracodawca państwowy. Najczystsza Rzeczpospolita Ludowa zjawia się nagle w naszych głowach ubrana tym razem w komżę i ogonem na komunizm dzwoni. Po co zatem było wszystko do góry nogami wywracać, czas ludzki tracić, chaos wprowadzać? Narodziny nadal pozostają jednostkowe, jak i śmierć, ale między jednym i drugim jednostka woli dostawać (wszystko jedno od kogo), byle tylko nic sama nie robić.
Dodaj komentarz