Jeżeli chcielibyśmy połączyć jedno z drugim, trzeba byłoby dostarczyć wszystkim tyle samo środków. Zastanawiając się głębiej dochodzę do wniosku, że ideałem byłoby, by równe szanse połączyć z takimi samymi możliwościami. I jest to skazane na porażkę, jako że nikt przy zdrowych zmysłach nie połączy możliwości z konkurencją. Socjalizowanie liberalnej demokracji jest – w zasadzie – możliwe; liberalizowanie socjalizmu wydaje się nie mieć żadnego sensu, jeśli nie nauczono wszystkich równych, jak szanse wolnego wyboru realizować.
Można by iść dalej i konfrontować wolność z podległością, ale czy to ma jakiś sens? Trzeba by zastanowić się jak w społeczeństwie takich samych możliwości nauczyć człowieka samodzielnego wyboru i popchnąć tam, gdzie mógłby możliwości swoje realizować przy równych dla każdego szansach. Demokracja z definicji jest strukturą konkurencyjnych i dynamicznych elementów; socjalizm, czyli takie same możliwości to zawieszenie w potencjalności. Aktualne wysiłki rządzących, aby pogodzić jedno z drugim, są o tyle anachroniczne, o ile nie znaleziono (jeszcze) żadnych instrumentów, którymi jednostki mogłyby się posługiwać wychodząc z takich samych możliwości, a jednocześnie realizując wolny wybór.
Najmniejsza szara mysz chciałaby być Rockefellerem; demokracja daje jej szanse, lecz nie oferuje możliwości. Więcej, tylko w demokracji możliwym jest bycie Rockefellerem, bo tam, gdzie wszyscy mają takie same możliwości, istnieją wyłącznie najmniejsze szare myszki. Socjalizm idealny byłby stanem, gdzie wszyscy byliby z definicji Rockefellerami i takie mieliby rockefellerowskie możliwości, co wydaje się o tyle absurdalne, o ile na przeszkodzie stoją poszczególne egoistyczne interesy i skłonność do biernego konsumowania tego, co nam dali. Otóż to, co nam dali, bo nikomu nie przychodzi do głowy nauczyć nas, jak brać odpowiedzialnie, nie zabierając innym.
Dodaj komentarz