Hektolitry głupoty wylewające się przy okazji wprowadzonego rozporządzenia RODO zaiste oszołomić mogą. Otóż dowiedziałem się, że lekarze na swoich gabinetach zlikwidują nie tylko nazwiska i imiona, ale także specjalizacje po to, aby nikt ich nie potrafił znaleźć. Nazwiskiem będą odtąd przedstawiać się tylko ci, którym faktycznie zależy na notoriety and celebrity, przy czym w całej reszcie populacji ktoś zaczął wzbudzać lęk (o jakże słodka spiskowa koncepcja dziejów!) przed ujawnianiem danych, tak jakby miało to jakiekolwiek znaczenie w obliczu nieuchronności losu każdego z nas. Powstanie trudny do opisania bałagan, a ktoś kto to wywołał, nie do końca wyobraża sobie konsekwencje.
Na poczcie wysyłając paczkę podpisuję zgodę na upublicznienie adresu (nadawcy i odbiorcy). Na kopercie z listem sam powinienem sobie wydać zgodę na podanie adresu nadawcy, a w przypadku adresata przed wysłaniem musiałbym mieć jego zgodę, aby list wysłać. Następnym krokiem będzie przyznanie każdemu numerów kodowych i oddanie władzy nad nimi maszynie. Orwell, czysty Orwell; a nad maszyną kto zapanuje?
Potem światowy parlament postanowi, że Pan Bóg też będzie musiał opublikować politykę privacy, a jak się nie zgodzi, to go obciążą karami. Dyskusja nad takimi to wiekopomnymi osiągnięciami geniuszy światowego prawodawstwa usuwa w cień protesty w naszym Sejmie. Dzięki temu posłowie występujący codziennie w telewizornii (a nie powinni im, zgodnie z RODO, prezentować nazwisk) nie będą musieli bronić jedynie słusznych rozwiązań. Afroamerykanie w Nowym Jorku odetchną, bo nieustanne przypominanie o tym, że tam ich biją, straci zupełnie sens.
Dodaj komentarz