Po prawie trzydziestu latach od początku „transformacji” mamy kłopot próbując dopasować schematy do rzeczywistości. Przykładamy do współczesności miarę dobrą w innych, rozwiniętych społeczeństwach i ciągle coś nam nie pasuje. Nie możemy, na przykład, poradzić sobie z fenomenem wzrostu popularności partii rządzącej, która w „normalnym” społeczeństwie podlegałaby zużyciu. Wydaje się, jednak, że trzeba przeprosić się z Panem Heglem (ten Hegel u mnie to nieomal obsesja) i zastosować triadę „teza-antyteza-synteza”.
Otóż w procesie historycznym po okresie przyjętym jako teza zwykle następuje jego zaprzeczenie, czyli antyteza i nie jest to wcale inna jakość, lecz zwierciadlane – raczej – odwrócenie tego, co było. Pojawia się to obiektywnie, nie bardzo zależąc od woli społeczeństwa. Nasze społeczeństwo w roku 1989 zechciało, by stać się mogła demokracja w stylu wielkopańskim, zachodnim i w tym kierunku budowaliśmy struktury przez 28 lat, co w istocie było okresem przejściowym, w pewnym sensie dekadenckim, wprowadzając obiektywnie i stopniowo aktualną sytuację wyrażoną w Rewolucji Mas (u nas katolickich) poczynioną zgodnie z ich faktyczną wolą. Rozpoczynamy antytezę po realnym socjalizmie, którą nazwałbym socjalizmem katolickim (no bo katolickie jest w ogromnej większości nasze społeczeństwo, a niektórzy sądzą, że te 28 lat były okresem straconym, jako że socjalizm katolicki można było rozpocząć już w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, do czego zresztą wówczas dążył Kościół i czemu przeszkodziła laicka część Solidarności, ja – natomiast – uważam, że te lata były niezbędne, wprowadzając zmiany w mentalności Polaków, które pomogą dostosować się do rozwiniętego świata).
Tak więc rzeczywiste społeczne zdobycze poprzedniego okresu, pozornie wyrzucone na śmietnik, wracają teraz w zupełnie innej, katolickiej, szacie, na co nie należy się zżymać, bowiem wedle Hegla tak być powinno. Nie należy też przykładać do tak konstruowanego bloku historycznego miary z rozwiniętych i liberalnych społeczeństw, jako że na faktyczny liberalizm trzeba zasłużyć dobrobytem i osiągniętym poziomem świadomości. Obiektywnie tak być miało i tak się staje, czy to się podoba, czy nie, bo raz uruchomionych procesów w historii nie da się zatrzymać. Liberalizm i dobrobyt nadejdą z syntezą, do czego lepiej byłoby się przygotować nie zaklinając po szamańsku rzeczywistości bajeczkami o panach i chamach (to tylko czysta socjotechnika).
Dodaj komentarz