Dawno tutaj nie byłem, chyba ze cztery miesiące. A działo się w tym czasie, oj działo. Coraz mniej mam czasu, który do tego niezmiernie przyspieszył. Całą energię przeznaczyłem na winne opowiastki, jako że w końcu to się dla mnie liczy najbardziej.
Odchodzi świat, z jakim zdołałem, mimo oporów, pogodzić się, a nawet zaprzyjaźnić. Z jednej strony odchodzę ja (jak każdy), przyzwyczajony do myśli o odejściu, a nawet przestaję bać się niewiadomej. Powiadają, że tak wskazywał Budda, może to i prawda. Z drugiej strony to, co obok mnie, też znika, w większości przypadków także i z mojej winy.
Utożsamiłem się kiedyś z koalą, bo wydało mi się, że jest to bardzo dobry zabieg marketingowo-blogerski. Ten koala piszący o winach chyba się w świadomości niektórych zagnieździł, chociaż część środowiska do teraz robi wszystko, aby o moim istnieniu zapomnieć. Do tego też się przyzwyczaiłem i nie uwiera mnie to zbytnio. Niestety, głupi człowieczy świat spowodował, że prawdziwe koale odchodzą w prehistorię, płonąc zupełnie tak, jak spopielają się marzenia każdego z nas (tutaj artykuł o ginących w Australii koalach).
Dodaj komentarz