To wszystko jest straszliwą porażką naszego systemu wychowania: porażką, w zasadzie, całej formacji historycznej, nie tylko polskiej. Powiadają, że postawy skrajne na prawo to tylko malutki margines, a przecież nie o to wcale chodzi. Jego istnienie świadczy o tym, że ktoś kiedyś o coś nie zadbał. Krytyka porzucenia tradycyjnego podejścia do człowieka jest jedynie przeczuciem tego, co nasz świat może spotkać.
Przez ostatnie lata uporczywie niszczyliśmy wszystkie autorytety. Wyobraziliśmy sobie, że sprawiedliwość można zbudować w pogardzie dla elity. Zapomnieliśmy jednak, że w puste miejsca wejdą zawsze inni, bowiem każdy z nas, nawet najgłupszy, potrzebuje autorytetów, jak kto woli, wzorców. Nie ma przy tym wcale znaczenia, czy chodzi o ludzi myślących, czy też o dzieci kciuka.
Margines, nawet malutki, istnieć będzie zawsze. Są to też ludzie. Dalszą częścią wychowawczej porażki narodu będzie delegalizowanie i zamykanie takich do więzień, jako że to niczego nie zmieni, najwyżej stracimy nad nimi kontrolę. Po nich przecież pojawią się następni i jak wilki zapędzone w narożnik będą kąsać; należałoby więc raczej nauczyć się z nimi rozmawiać, a dzieciom kciuka uzmysłowić potęgę myślenia.
Myśl, która mnie nie opuszcza od momentu, gdy zmroziły słowa T. Mazowieckiego o grubej kresce, zagłuszone entuzjastycznymi okrzykami rodziny uważnie wpatrzonej w ekran telewizora.