Przekroczywszy smugę cienia, albo będąc już bardziej po drugiej stronie chmury, czuję, że pióra w skrzydłach mam lżejsze nieco i mniej w nich wosku. Mogę, więc, lecieć coraz wyżej i słońce nie strąci mnie w dół. Im wyżej jestem, tym więcej pamiętam. Szczegóły stają się wyraźniejsze, krawędzie ostre, dawne zagmatwania rozplątują się nagle i w płucach jakoś mniej duszno, chociaż wysokość zabrała tlen.
Wracają do mnie wszystkie zwierzęta; i te, które odeszły cicho i bez cierpienia, i te, którym okrutny człowiek odbierał radość swobody po to, aby porzucić na potępienie. Patrzą wiernymi ślepiami, podają łapy, łaszą się, mruczą wtulone we wspomnienia. Żywy pies Maniek domyśla się ich obecności i skacze z radości do kolan. On jest jeszcze po dolnej stronie chmury.
Z wysokości niczego nie żałuję. Przy okazji pogrzebów przyjaciół z radością witam znaki krzyża kreślone na piersiach przez starych towarzyszy i wybaczam im niegdysiejsze pochopne opinie o rzekomych zdradach. Przecież broń Panie Boże, ich znak krzyża teraz już zdradą nie jest, jeżeli chroni przed kolejnym strąceniem z piedestału. Po obu stronach chmury nadal jesteśmy wszyscy tacy sami i takiego samego losu możemy się spodziewać.
Dodaj komentarz