Potem puknąłem się w czoło. Przecież to najlepszy komplement, jaki mógł mnie spotkać. Jeżeli uznałem pisanie na blogu za udolną, czy też nieudolną twórczość, to odczuwanie przez czytelnika, iż jestem ogarnięty euforią, wydaje się być właśnie tym, co chciałem osiągnąć. Nigdy i nigdzie, przecież, nie stwierdziłem, że mam zamiar pisać suche i marketingowe wstawki.
Nie pretenduję też do stanowiska naukowej wyroczni (w naszym kraju może to być niebezpieczne). Po prostu odczuwam, pod koniec dni moich, tak wiele radości z tego, że budzę się rano i jeszcze żyję, że wyłazi to potem ze mnie na każdym kroku. W strasznie przemądrzały sposób doradzam, aby więcej osobników zaczęło odczuwać euforię wyłącznie z powodu życia, nie dodając do tego żadnych dopalaczy. Życie jest najpotężniejszym dopalaczem.
Niestety zagubione w meandrach technologii pokolenie kciuka zdaje się nie rozumieć, że tak można i każdą szczerość uważając za bełkot dokłada do tego jeszcze przypuszczenie, iż człek szczery to człek na haju. Zagubieni między smartfonami w wyścigu szczurów muszą się szprycować, aby stać ich było na zwykłe doznania. Dlatego też powinienem się cieszyć, że jeszcze we mnie tyle energii i radości życia. No i życzyć wszystkim, aby i w nich aż kipiało.
Dodaj komentarz