Geniusz, w zasadzie, we wszystkim co robi, ma rację, no bo jest to genialne. W polityce, więc, każdy aspekt jego genialnych planów jest równie genialny. Z tego wynika, że nie ma weń wady żadnej i nie wywoła konsekwencji, które szkodziłyby komukolwiek, no bo są one równie genialne, co sam Geniusz. A jeśli Geniusz w swojej genialności nie bierze pod uwagę przyczyn i skutków, jako że wrogiem jest wszelakiej dialektyki?
Ale przecież, będąc Geniuszem, nie może nie brać pod uwagę konsekwencji. W genialności myśli swojej rozważa także krzywdy wyrządzane, chociaż nie zwraca na nie uwagi, gdyż Geniusz nie zajmuje się etyką, ani moralnością, a Prawo ma w genialnym poważaniu. Liczą się dlań wyłącznie implikacje, które w jego rozumieniu zaokrąglają rzeczywistość do Doskonałości. Ta, natomiast, z definicji nosi w sobie zalążki dobra, nawet jeżeli na doraźnej krzywdzie wyrastające (ot, taka logiczna szutka).
Otóż, tak na to patrząc, działania Geniusza przypominają (w skutkach) umami odnosząc się do nas tak, jak Hiszpanie traktują świnie o czarnych kopytach (patas negras). Nazwę to paradoksem Rajoya. Na każdego Geniusza przypada taka doza społecznej szczęśliwości, jaką przypiszą mu gorliwi wyznawcy. W zamian za to każde z nas otrzyma humanitarną śmierć (tak zabija się patas negras, aby nie niszczyć doznań estetycznych, a także smakowych, zabijać bowiem trzeba tak, aby zwierzę schodziło szczęśliwe), a to na poczet wydumanej w myśli Geniusza przyszłej Doskonałości.
Dodaj komentarz