Że to, co powiedział K. Łoziński, odzwierciedla jakąś prawdę, wiedzą wszyscy. Pisząc swoje słowa szef KOD (może niechcący) przyznał, że przez ostatnie lata polskie elity poniosły porażkę, która zaowocowała aktualną Rewolucją à rebours. Ogolone łby w święto Niepodległej są produktem absolutnego braku zainteresowania ze strony elity, a ta potrafi bać się problemów, zamiast je rozwiązywać. Słoma w butach, natomiast, jest zakaźna.
Prezes pokrzykując na elity w swój charakterystyczny sposób spycha je do narożnika. W tak specyficznej sytuacji wypadałoby mieć sporo wyobraźni i przeciwstawić się jego agresji pociągając za sobą wszystkich atrakcyjnym przekazem. Niestety stać nas tylko na zwierciadlane odbicie, co świadczy o tym, iż czy chamy, czy elity, z jednej powstaliśmy macierzystej komórki. Na jego agresję odpowiadamy kolejną agresją.
Zakaźna słoma przedostaje się pod nasze stopy znajdując usprawiedliwienie, iż na chamstwo należałoby odpowiadać wyłącznie chamstwem. W ten sposób udowadniamy niemoc, kryjąc się za sprytnie pokręconymi słowami, o których można wypowiadać się krytycznie jedynie z punktu widzenia literatury. Polityka nie jest jednak nieustannym praniem wzajemnym po ryjach i wymaga wyobraźni, a także trudnego Dialogu. Stwierdzić, że ktoś jest chamem niczego nie zmienia, wypadałoby raczej chama wychowywać, a nie po raz kolejny przykładać mu batogiem; dlatego uważam, że to, co powiedział K. Łoziński, prawdziwym będąc jest politycznym błędem (i obawiam się, że nieodwracalnym).
Chama się nie wychowa – to jest w genach.
To co z nim zrobić? Eksterminować? Zamknąć w klatce? Zatłuc? Urwać łeb? Czy zauważyć we własnych słowach zakaźność słomy?