Ona to za skórę zalazła w Elegii, także z powodu przecudnej urody piersi i oczu i jest dla mnie pewnym aspektem Hiszpanii pozwalającym przymknąć oko na iberyjskie zło i okrucieństwo. W ogóle, gdyby nie było kobiet, niewiele można by było światu wybaczyć i nawet Zafón w dusznym labiryncie nie odkupiłby win wszystkich, choć pozostaje miłość, a więc i wybaczenie. Otóż Hiszpanię kocham za Penelopę. Można dodać do tego Rioję, Ribera del Duero i odjąć Juana Carlosa.
Młodym będąc pozostawałem pod wpływem niektórych kombatantów z Brygad Międzynarodowych, a Compañero Bruno oplatał mnie słowami jak pajęczyną. Drogi w pewnym momencie rozeszły się, pojawił się Ortega y Gasset i niejakie zrozumienie dla drugiej strony politycznej szachownicy; upływały lata, a Penelopa potrafiła pozostać i ciągle jest, chociaż mnie coraz to bardziej ubywa. To tak już jest, że im dłużej, tym mniej. Młodym doradzam pamiętać o tym i nie walczyć o wieczność, jako że stanie się nicością.
Ostrożnie przyglądające się oczy włażą do trzewi. Nic im nie umyka. Pozostają szeroko otwarte w zamkniętej głowie. Wraz z nimi hiszpańska Penelopa usiądzie przy mnie z drugiej strony chmury po to, by popatrzeć na świat ot tak, dla samego patrzenia.
Dodaj komentarz