A więc nagle stał się cud i zostaliśmy wyleczeni z kompleksów. Przez pięć miesięcy hodowaliśmy w świątecznym pokoju kozę, a kiedy uznaliśmy, że cierpliwości więcej nie staje, jednym ruchem sejmowej ręki wypędziliśmy kozę za góry, za lasy. Teraz już nas wszyscy kochają; już tworzymy wspaniałe sojusze. Szczęście jest tuż za rogiem.
O dobrobycie nie wspomnę, jako że klucz doń w innych spoczywa rękach i zwykła koza tutaj nie wystarczy. Chociaż w sprawie dobrobytu słyszymy od czasu do czasu takie cudne obietnice, że aż dusza roście. W dobrobycie jednak zbyt wiele kotłuje się konkurencyjnych interesów, dlatego zwykle kończy się na obietnicach. Przy tym lepsze obietnice, niż głupia cisza zwiastująca pustkę, bo obiecując ktoś udowodnić się stara, że dba o nas i – zwyczajnie – kocha.
A od wczorajszego wieczora to i my się kochamy. W końcu Niemcy też nie wychodzą z grupy, a nic tak nie wzmacnia, jak porażka sąsiada. Już nie jesteśmy w Europie samotni. Cóż, wredne to są uczucia, ale i my zazwyczaj wredni jesteśmy i tak już z nami będzie po koniec historii.
Dodaj komentarz