Starość zamyka mózgowe komórki i moje kolejne lektury borykają się z najprostszym rozumieniem, takim linearnym, zdania. Coraz częściej łapię się na tym, że zachowuję się jak węszący w trawach pies, a mój flair kieruje wyłącznie do intuicji, ta zaś staje się stopniowo najważniejsza i tak kończę poprzez intuicję starając się dociec jądra, w zasadzie w nosie mając to, czy konieczność jest agregatem przygodności, czy też może odwrotnie. Ostatecznie zawsze twierdziłem, że będąc częścią systemu nie tylko rozumienie jego natury jest poza moim zasięgiem, kończąc sprzecznościami każde kolejne podejście. W końcu system pojąć może wyłącznie jego twórca, czyli coś/ktoś intencjonalnie poza systemem dokonujący modyfikacji zgodnie z aktami własnej woli.
Przyglądam się konwulsjom współczesności (broń Boże, wcale nie politycznym, te bowiem niczego nie wnoszą i nie zmieniają), dzięki którym coś, co kilka lat temu było politycznie i kulturowo poprawne nagle staje się nieakceptowalne. Zastanawia mnie uparte trzymanie się przekonania, że odrzucenie czegoś w kulturze i zachowaniu spowoduje powrót do źródeł, do arkadyjskiej niewinności, do czystego prawa i sprawiedliwości. Za Žižkiem chciałbym zawołać, że odrzucając i wracając do natury wracamy faktycznie do „drugiej natury”, równie względnej i historycznej, jak to, co odrzucamy. W takiej perspektywie nasza wolność, czyli zapośredniczenie konieczności w woli podmiotu, urzeczywistnić się może tylko dzięki świadomości, a więc wiedzy, czyli po prostu pisząc, żaden głupiec, zatem ignorant, wolnym nie będzie.
Pojawia się przy okazji kluczowe pytanie: czy konwulsyjnie odrzucając kolejne niezgodne z normą postawy nie pragniemy wytrzeć z podmiotu to, co głęboko ludzkie i co pozwala z cierpienia wyciągać wnioski? Czy powrót do pozbawionego grzeszności mieszczucha (takiego, jakim go widział Mann w Toniu Kroegerze) nie zniszczy w człowieku jego najcenniejszych głębi, które wcale z potoczną moralnością nie są związane, a z których mozolne i cierpliwe wychodzenie generuje ból tak konieczny przy tworzeniu dzieł sztuki. Świat absolutnie moralny, w którym pozostaną tylko naturalne, wyobcowane od grzechu siły, będzie światem bez artystów, bo pozbawiony konfliktów i bólu nie stworzy żadnego dzieła. Tak więc wszelkie mituizmy i poprawności zbudują rzeczywistość robotów, bo robotami będą ludzie pozbawieni wolności popełniania grzechów.
Dodaj komentarz