Rozczulający jest niekiedy brak rozsądku władców, którzy działając wydają się nie pamiętać o skutkach, co zresztą może wynikać z tego, że pochodzą z pokolenia kciuka, gdzie zupełnie zatraciły się związki przyczyny i skutku. Być może przeczuwają, że coś z ich logiką nie tak, bo tylko w ten sposób mogę wytłumaczyć ataki na klasyczne myślenie pod pretekstem walki ze słusznie minioną ideologią, co nie zmienia faktu, że akcja rodzi reakcję. Większość podejmowanych zatem inicjatyw będzie miała i to niebawem nieobliczalne skutki, mimo że doraźnie inicjatywy te schlebiają suwerenowi, którego wyobraźnia kończy się na pustej misce. Cóż, władcy kierują się słynnym „po nas choćby potop” i o konsekwencjach wcale nie chcą słyszeć.
Antonio Di Pietro, włoski prokurator i sędzia (co zręcznie obejmuje po włosku termin „magistrato„, przypominający, że prawa, albo jak kto woli sprawiedliwości podzielić się nie da i że występują one oddzielnie jedynie w pojęciach) przez lata przeciwstawiał się Berlusconiemu. Temu, z kolei, wydało się, że sędziów należy podporządkować egzekutywie, a wszystko po to, by ukrywać sprytne interesy. Historia tych zmagań pokazuje, że pewnych rzeczy po prostu przeprowadzić się nie da. Berlusconi przegrał, a przy okazji z Di Pietro zrobił trochę nawiedzonego polityka.
To samo będzie u nas. Nasz polski Di Pietro jeszcze się nie ujawnił, lecz stanie się to prędzej, czy później. Wiemy jednak, kto jest polskim Berlusconim, chociaż naszemu brakuje bunga bunga, a bodajże Marks napisał, że historia zwykła powtarzać się wracając w postaci farsy i z taką właśnie farsą mamy teraz do czynienia. Szkoda tylko, że ciągle brakuje refleksji i nieustannie powtarzane są po jednej stronie takie same błędy, które w świecie doprowadzały już do rozmaitych katastrof.
Dodaj komentarz