Przekonanie, że człowieczeństwo jest wspólnym mianownikiem nas wszystkich, wcale nie upoważnia do eliminowania innych; takich, którzy zafundowali sobie zupełnie inną etykietę. Na tym polega człowieczeństwo, na akceptacji inności każdego z nas, pamiętając, że każde, każda, czy każdy z nas jest przede wszystkim człowiekiem. To, że w poprzednim wpisie stwierdziłem, iż świat stanął na głowie, jako że etykiety chciałyby w nas zastąpić człowieczeństwo, wcale nie znaczy, że miałbym ochotę skasować odrębności. Ludzki świat ma sens tylko wtedy, kiedy szanować będziemy całą naszą różnorodność, pamiętając jednak, że wszyscy jesteśmy ludźmi, najpierw i od początku ludźmi.
Problem pojawia się wówczas, gdy z odrębności robimy sobie podmiotowość i chcemy ją narzucać innym. Zwykle taka podmiotowość, oparta na innym realizowaniu własnych zachcianek, nawet jeśli wynika to z tak zwanej obiektywnej biologicznie konieczności, ukrywa brak struktury, którą tutaj nazwałem człowieczeństwem i która w jednostce prowadzi do ukształtowania osoby (osoba to człowieczeństwo plus odrębność). Moralnie wszyscy powinniśmy stać się osobami, a to implikuje obecność zarówno człowieczeństwa, jak i inności. Jeżeli człowieczeństwo jest w osobie obecne (w zasadzie osoby nie ma, jeśli brak człowieczeństwa), jest i szacunek do drugiego człowieka i jego inności, chociaż z samej inności osoba powstać nie może, a więc będąc tylko innym nie mam prawa się upodmiotowić.
Pojawia się tolerancja. Świadomość, że w świecie odróżniamy się od reszty dzięki swojemu człowieczeństwu, nakazuje jednakowo traktować wszystkich, a jednakowo ma pochodzić z każdego miejsca w systemie. Nikt nie ma moralnego prawa sądzić, że jest lepszy od drugiego, bo robi coś tak, jak robi i nikomu nie wolno niczego narzucać. Osądzać może tylko Stwórca, a stając się osobami możemy się do Niego przybliżyć, nigdy jednak Stwórcą się nie stając.
Dodaj komentarz