Jak grom z jasnego nieba uderzyła we mnie wczoraj wieczorem. Otóż nie może mi się udać w taki sposób, w jakim sukces rozumieją reprezentanci kciuka. Sukces przychodzi przy braku sprzeczności. Tymczasem moje ambicje nie dotyczą spełnienia pożądań.
Bujam w obłokach złudzenia, jakobym pisał dla takich, którym nie jest obca etyka, imperatywy moralne, logiczny ciąg przyczyny i skutku. Przychodząc ze świata już minionego wyobraziłem sobie, iż i teraz ważne są jakieś imponderabilia. Zastanawiam się sto razy nad niuansami, chociaż dzisiaj nie mają żadnego znaczenia. Nie mogę prócz tego pogodzić w sobie sprzeczności pomiędzy tym, co było i tym, co jest.
Do kosza świat wyrzucił książki o dialogu. Komu potrzebni są Tischner, Levinas, JP II. Nawet Franciszka ogląda się jak frapującą w kolorach ikonę nie przywiązując żadnej wagi do słów przezeń wypowiadanych. Tak zwani postępowi gonią za kolejnymi gadżetami, tak zwani tradycjonaliści zżymają się rozdzierani zdradami, które nie miały nigdy miejsca. W świecie postmoderny sowa Ateny odejdzie w samotności.
Dodaj komentarz