Najwyższy Szaman zadeklarował, iż brat jego nie fraternizował się, zapominając o tym, że Wierzchnie Stowarzyszenie Szamanów Najjaśniejszej skłania się ostatnio ku polszczyźnie. Mile łechce uszy suwerena brzmienie obce, świadczy bowiem o wiedzy głębokiej Najwyższego Szamana, lecz jednocześnie obnaża braki ogólne w wykształceniu (nadawcy i odbiorcy). Mianowicie, polszczyzna posiada piękne słowo bratać się, a nawet polskie braterstwo odnajduje się znakomicie we fraternitas, fraternité, fraternity (pomimo rozlicznych możliwych niuansów). Może chodzi o to, aby suwerena łatwiej zeuropeizować?
W epoce kciuka paru podstarzałych cwaniaków postanowiło zrobić karierę na ignorancji. Świetnie diagnozując faktyczne problemy zauważyli niszę, w której sprytnie można zapewnić sobie miejsce w historii (w końcu na bezrybiu i Szaman ryba). Przeczuwając drzemiące dotąd wśród ignorantów uwielbienie dla pojęć nieznanych, czyli dla zaklęć i egzorcyzmów zaczęli z dnia na dzień żonglować terminami brzmiącymi obco i faktycznie bez jakiegokolwiek uzasadnienia, dajmy na to ojkofobią, czy teraz fraternizacją, a wszystko po to, aby zbudować w rozwartych ustach słuchającego uwielbienie. Bez uwielbienia nie ma manipulacji.
Trzeba przyznać, że Najwyższy Szaman jest czujny jak żbik na nocnych łowach i chwyta okazje, jeśli tylko ta się pojawi. Nawet w ideologii jest mocny, a za szermowanie nic nie znaczącym terminem lewacki neomarksizm powinien dostać Nobla. Cóż z tego, że poprzednicy w tym miejscu stosowali równie małoznaczną etykietę post-modernizmu. Najwyższy Szaman uznał, że nie wypada posługiwać się zaklęciem stosowanym przez przeciwników, wymyślił zatem coś, co zadowoli ogoloną czaszkę wilka i co ucieszy rozmodloną owieczkę (w końcu po to są zaklęcia, aby wszyscy wrzucali grosze do jednej czapki).
Dodaj komentarz