Nie chcę tutaj szydzić z cierpienia, lecz to, co wyprawiają dziennikarze przy okazji koszalińskiego nieszczęścia, wydaje się szczytem zidiocenia. Złapali temat, mają o czym sprawozdawać przez cały dzień, bo w dniu następnym zdarzy się coś innego i o tym nieszczęściu zapomnimy. Zadaję sobie jednak w kółko pytanie: czy wszyscy tak skretynieliśmy, że chcemy się karmić wyłącznie katastroficznym cierpieniem? A może tak jest, bowiem w ten sposób szybciej dociera, że u nas wszystko w porządku?
Do tego ciągle język, który przestaje być polskim. Usłyszałem jakiegoś geniusza dziennikarstwa, który w polskiej telewizji wygłosił frazę: „escape room, czyli tak zwany pokój zagadek”. Odlatujemy, w dodatku nie rozumiejąc dokąd i po co. Powtarzamy w kółko zasłyszane blabla po to, by zapaść się w kolejny dzień konsumpcyjnego letargu.
Skąd wziął się ten durny termin: escape room? Przed czym w takich pomieszczeniach uciekamy? Trzeba bardzo uważać, aby nie zrozumieć do końca, co te słowa znaczą, gdyż okazać się może, że idąc do escape room rzeczywiście uciekamy od codzienności. I tak zagadka stając się w zbiorowej świadomości ucieczką (za sprawą niedouczonych dziennikarzy wychowujących społeczność na obraz własnych pustych mózgów) może raz na zawsze zmienić percepcję katastrofy (patrz eskapizm).
Dodaj komentarz