Gdyby Piaf żyła, miałaby dziś 105 lat. I oto youtubowski czarno-biały ekran ożył, budząc we mnie jakieś rozgrzewające drgania. Za każdym razem tak się kończy, muzyka ładuje mi baterie, rezonuje we mnie, nagle kończy otchłań, kreując tylko nie wiem, co. Dzieje się to przy Piaf, dzieje się to przy wielu innych.
Jest w otchłani jakaś harmonia, struny czasami odnajdują rytm wspólny, który drzemie gdzieś we mnie ukryty i wystarczy dźwięk z zewnątrz, aby obudził się i drgając rozgrzał. Czyli jest to energia, a zatem otchłań być pustą nie może. Skąd to się bierze, jaka jest tego natura? Nie wiem i nigdy wiedział nie będę.
Na szczęście jest. Moja gnoza przychodzi z muzyką. Nawet kiedy piszę, paciorki słów drżą i wydobywają z siebie współgranie, które, jeżeli udane, przechodzi na innych. Wtedy krąg się zamyka i budzi się kolejny czuły narrator.
Dodaj komentarz