Jedno jest pewne: Kojève, Fukuyama i paru innych zbyt szybko uwierzyli w koniec (no bo jeśli przyjąć wszystko jako nieskończoność, to skąd wziął się koniec?). Duch rozwijający się nie może mieć końca, jeśli taki koniec przypuścimy, wpadniemy w pułapkę nihilizmu, czyli w igraszki kota z własnym ogonem. Jak już sam tutaj napisałem, filozofia jest nieustannym zmaganiem języka z samym sobą (a chciałby być zarazem podmiotem i przedmiotem). Tej sprzeczności rozwiązać się nie da, pozostają jedynie osobiste ambicje filozofów będące paliwem dla myśli usiłującej pojąć myślenie.
Od polis do demokracji liberalnej, z nieokiełznanym wykwitem idola wolności jednostki, wydało się człowiekowi, że dotarł do krańca historii. Niestety, gromadzące się problemy stopniowo odsłaniają przed nami oczywistą oczywistość, iż tak pojmowana wolność stała się największą przeszkodą w ich rozwiązaniu. Pojawiła się troska o przetrwanie. Otóż to: idol wolności może stać się przeszkodą w przetrwaniu.
Wydaje się więc, że znów pojawiła się potrzeba ustanowienia Księcia. Chodzi jednak i o to, by zachować swobody, stąd próby takiego pogodzenia władzy książęcej (bez której wydaje się, że nie przetrwamy, inna sprawa to atrybuty władcy) z demokracją, jako najlepszym sposobem uwalniania napięć społecznych. Tutaj odkrywamy demokrację autorytarną (sprzeczność wyłącznie pozorna). To, co się wokół dzieje, zwiastuje nadejście nowego po to, by zachować stare (o wielki Tomasi di Lampedusa: qui bisogna cambiare tutto per non cambiare niente!).
Dodaj komentarz