Czytając Martina Bubera o dwóch typach wiary zaczynam zastanawiać się, czy i jak należałoby do tego dołączyć współczesność? Wiara pojmowana jako zgoda na współuczestnictwo w boskim projekcie, niewiele mająca wspólnego z prostym stwierdzeniem: wierzę, że coś jest, lub że czegoś nie ma; więc świadome postępowanie zgodnie z takim projektem, co objawia się w etycznym posłuszeństwie wobec najprostszych zasad, dla niektórych dziesięciu, dla innych siedmiu, dla jeszcze innych zgodnie z zasadą miłości bliźniego. Zastanawia mnie, jak umocować taką wiarę we współczesności i wobec społeczeństwa i wracam do jednostkowego charakteru związku mojego z Bogiem, w którym odnajduję się uczestnicząc. Za Buberem: uczestniczę dzięki dialogowi z kolejnymi jednostkami, jako że każda jednostka i jej ze mną lustrzana interakcja jest konkretną realizacją Boga właśnie.
Jeśli tak, to wszystko jest etyką, a Bóg, czyli Prawo w ludzkim istnieniu odnosi się raczej do mnie, niż do społeczeństwa. W takim rozumieniu trzeba byłoby rozważyć ponownie wszystkie odpowiedzi zawarte w Objawieniu tak, aby odnalazły się we współczesności, jako że podobnie pojmowany Bóg podlega ewolucji, jest dynamiczny na kształt dynamiki ludzkiej świadomości. Jeżeli Bóg stworzył historię po to, aby w niej ludzie mogli realizować rozwój, to nie może być sam ahistoryczny. Przestaje mieć sens powtarzanie rozwiązań znalezionych tysiące lat temu. Współczesność wymaga ponownego Objawienia zgodnie ze zmieniającą się świadomością, a w takim przypadku religia nie jest tylko siecią kiedyś zapisanych słów i rytuałów, ale Bogiem, w którym każde z nas uczestniczy, mniej lub bardziej świadomie, rozumiejąc konieczność Prawa umożliwiającego dialog każdego z każdym bez wzajemnego wyrządzania krzywdy (i to historycznie).
Skarżymy się na to, że rewolta mas objęła świadomość i usunęła Boga z życia, masy bowiem oddają się ślepej konsumpcji i nie chcą poddać jakiemukolwiek przymusowi odbierającemu przyjemność z posiadania. Jeżeli jednak Bóg (a więc wiara) to etyczne uczestniczenie w projekcie Prawa (prawa jako schematu boskości, a nie ludzkiej uzurpacji w doczesnych systemach państwowych, które służą obronie interesów), to nie wolno rezygnować z odnowienia ludzkiego uczestnictwa w takim projekcie i należałoby, być może, zwrócić Boga masom. Nie to jest złe, że dzisiejszy człowiek z kanapy chce korzystać z najprostszych elementów życia, lecz to, że na takiej kanapie nie został nauczony, jak w projekcie wiary uczestniczyć. Pogarda dla kanapy zapomina o dialogu z drugim człowiekiem i o tym, że w takim dialogu realizuje się wobec każdego z nas fenomen Boga.
Dodaj komentarz