Nasza specyficzna historia skłania do mimikry. Mamy, więc, świeżo upieczoną katoliczkę, która zaprasza wyborców do sal katechetycznych, mamy całe ugrupowanie świeżo nawróconych, co to nawet nazwisk spolonizować nie zdążyli. Nie przeszkadza to, o ile intencje są szczere; gorzej, kiedy na każdym kroku i po każdej stronie Wallenrody jeno. Trudno jest wówczas rozpoznać: kto z kim i dlaczego?
Na świecie istnieją zwyczajne kraje, gdzie takie dziwolągi nikogo nie obchodzą, jako że nikt tam nie miesza narodowości, wyznania, czy obywatelstwa. Tutaj jesteśmy ciągle w rozkroku, bo trudno będzie uznać Pakistańczyka za Polaka, nawet po przyznaniu obywatelstwa. Przecież niektórzy do teraz pamiętają, że pewni obywatele polskość w Grajewie kupili przekraczając ówczesne granice.
Gorzej jest z wyznaniem. Przypominam gorliwym konwertytom, że Bóg bywa mściwy, jeżeli zbyt często zmieniane są Jego kulturowe atrybuty. Przez setki lat modląc się głosili niektórzy z nas „Baruch Ata Adonai”, więc trudno teraz będzie przekonać, że samo „Ojcze Nasz” wystarczy. Nawet w sali katechetycznej może wodnika dotknąć dotkliwy kopniak zemsty. Pozostaje zachować spokój i nie przesadzać, chociaż wszystko wskazuje na to, iż idziemy do zwarcia.
Dodaj komentarz