Otóż strofowano mnie dzisiaj za brak zdecydowania, za mieszanie tematów, za Boga wtrącanie do spraw niegodnych (w podtekście: bom sam niegodny), za hamletyzowanie godne Biedronia, czyli też podstarzałego Wertera. I cóż, wcalem się nie przejął. Uznaję diagnozy postawione przez reprezentację dobrej zmiany, nie identyfikuję się z metodami, jako że mam prawo z piedestału mego pokolenia nie znosić szczeniackiego chamstwa i starczego cwaniactwa. Uznaję, że więcej krzywdy robią własnej idei i całemu krajowi, niż jest to historycznie warte.
A że nikt mnie nie słucha? Przecież i tak piszę tylko dla siebie. Piszę, bo lubię i pomaga mi to przeżyć resztę dni bez strachu o to, co będzie po drugiej stronie lustra. Piszę, bo matka nieboszczka wpoiła mi miłość do wszystkich ludzi, nie tylko do tej ziemi.
Nie martwi mnie wcale brak czytelników i popularności. Sam jestem dla siebie celebrytą. Salony mnie wcale nie interesują. Najpiękniejszym salonem jest dla mnie poranna łąka z rosą i czapla biała, która nam kradnie ryby w stawie i wieczór z zasypiającą na kolanach kotką.
Dodaj komentarz