Trochę w tym wszystkim jest winy naszej (a więc też mojej), trochę obiektywnie warunków. Jeżeli bogactwo kraju mierzyć w akumulacji kapitału, czyli w nagromadzeniu zasobów poza celami konsumpcyjnymi, to jesteśmy w odległym wieku XIX. Świat natomiast biegnie w wiek XXI. Wszyscy, jednak, wokół opowiadają dyrdymały o naszym zaawansowanym rozwoju.
Gdyby jeszcze nie miało to wpływu na naszą mentalność. Doszły do rządzenia siły, które – na szczęście – znów są świadome faktu, że baza kształtuje nadbudowę (chociaż nie chcą się do tego przyznać, bo świat im zarzuci nie tylko słomę w butach, lecz także marksizmy i inne dewiacje). Mimo to ich przedstawiciele nieskromnie wmawiają nam, jakoby miejscem naszym była czołówka uprzywilejowanych. My zaś biednym jesteśmy krajem na dorobku i z rozdmuchanymi do zenitu ambicjami.
Dobrze byłoby uznać własne miejsce w szeregu i nie karmić obywateli suwerennych iluzjami. Dobrze byłoby, gdyby niektórzy związkowcy nie zbijali politycznego (tym razem) kapitału opowiadając, że należą się nam przywileje, na które inne społeczeństwa zasłużyły przez wieki mrówczego odkładania. Omamieni takimi iluzjami wydajemy wszystko na najgłupsze konsumpcyjne gadżety i nie tworzymy żadnych rezerw na tak zwane zaś. Potem i tak powiemy, że wszystkiemu winni złowrodzy najeźdźcy, no ale choć boso będzie, to zawsze w ostrogach.
Dodaj komentarz