Potyczki mas i manipulatorów kształtowały historię, rewolucje następowały po okresach zastoju, a technologia rozwijała się, dostarczając coraz to nowych narzędzi wyzysku. Masy stawały się coraz liczniejsze, świat kretyniał, mądrzał, znów kretyniał, aż nadszedł moment, kiedy jakość ustąpiła przed ilością i znaleźliśmy się w dniu dzisiejszym.
Masy elit nie cierpią, boją się – bowiem – powrotu do stanu przed rewolucją, a ponieważ nie są podatne na żadną refleksję, nie można im wytłumaczyć, iż powrót taki jest po prostu niemożliwy. Masy, oprócz tego, wyposażono w demokrację, czyli w ich mniemaniu narzędzie awansu społecznego i, jak dotąd, najlepszy sposób na utrzymanie równowagi w społeczeństwie. Ktoś jednak przeoczył to, że masy jako takie są kolejną hipostazą, tworem pozbawionym bytu, praktycznie nieistniejącym poza językiem.
Ktoś sprytnie zauważył, że jedyną wolnością faktyczną jest wolność dostępu do nieograniczonych dóbr, co wiąże się z konsumpcją stającą się automatycznie jedynym wspólnym mianownikiem w nieograniczonej liczbie sprzecznych interesów jednostkowych. Wywalczyliśmy więc sobie wolność po to, aby w nieograniczony sposób konsumować, dlatego też masy po zlikwidowaniu elit, które kiedyś wyznaczały cele i po wyniesieniu na ołtarze idola konsumpcji, oddają się takiej egzystencji, w której jedyną wartością jest posiadanie, coraz więcej i coraz bardziej. Wolność stała się narzędziem konsumowania, po konsumowaniu następuje trawienie, a po trawieniu wydalanie, produkt zaś wydalania dostosowywany jest do kolejnych wcieleń tak, by i inni mieli zeń jakąś satysfakcję.
Są natomiast ich przedstawiciele, czyli kolejna rzesza konkretnych manipulatorów obracających na swoją korzyść zbiorowe wyobrażenia. Trendy, mody, zjawiska kulturowe i kulturalne ewenty, a wszystko to w imię powszechnego dostępu (im jest powszechniejszy, tym większa konsumpcja i tym większe po strawieniu łajno, które należałoby posprzątać). Z takich to manipulatorów wyłania się nowa elita, nowa sól ziemi, na której oprze się w przyszłości nowy porządek świata. I cóż, blogerzy (wszyscy, nie tylko ci od wina) – czy tego chcą, czy nie – są takiej elity częścią i o tym, w istocie, mam zamiar w przyszłości pisać. I to by było na tyle.
Dodaj komentarz