Wydaje się teraz, że największym błędem przeciwników „dobrej zmiany” są marsze wolności (albo równości, jak kto woli). Organizatorzy takich happeningów zaprzepaszczają dorobek Sekielskiego i odwracają uwagę suwerena od spraw rzeczywiście istotnych. Kościół dostaje od nich w prezencie instrumenty do przeprowadzenia przegrupowania i coraz bardziej świadomie z nich korzysta. Cieszy się z tego makiawelicznie ten, który wybory wygra.
Można zatem przypuszczać, że podobne marsze są celowo przygotowaną prowokacją. Jeżeli ktoś przypuszcza, że „dobra zmiana” odda władzę łatwo, przy pomocy tradycyjnych technik, to się bardzo myli. Wielki strateg zna się na tym, co zaprojektował i stosuje różne wybiegi, także podpuszczając przeciwników, którzy nieustannie wpadają w zastawione pułapki. Zresztą opozycji brakuje i refleksji, i strategii.
Czekają nas zatem lata długie i cierpliwe „dobrej zmiany„, której jedynym faktycznym zamiarem jest zupełne przeoranie społecznej świadomości. Techniki stosowane nie mają tutaj większego znaczenia, liczy się bowiem skutek. Kościół jest „dobrej zmiany” największym sojusznikiem, jako że tylko ona może zapewnić status quo, a zmiana status quo pozbawiłaby Kościół źródeł utrzymania. Reformowanie Kościoła pozbawiłoby dostępu do chleba milionów jego funkcjonariuszy, proszę więc nie dziwić się, że walczyć oni będą o przeżycie do ostatniego biskupa.
Dodaj komentarz