Przywiązujemy się do etykiet, my tutaj nad Wisłą i uporczywie wierzymy, iż coś takiego jak prawica, czy lewica istnieją naprawdę. Także i teraz, kiedy już dotarły do nas wyniki włoskich wyborów, zaczynamy starą śpiewkę kwalifikując zwycięzców wedle utartych schematów. Najbardziej bawi mnie przypisywanie Salviniemu skrajności po prawej stronie, a także opowiadanie jakoby Renzi był na lewicy. Nawet libertyńskiego Berlusconiego z jego umiłowaniem bunga-bunga ustawiamy gdzieś tam przy Mussolinim, co już jest wyjątkowym idiotyzmem.
Etykiety stawiamy pod publiczkę, bo tutaj najprostsze schematy przyjmują się najlepiej, a myślenie krytyczne nigdy nie było stroną najmocniejszą. Dlatego też i na naszym podwórku mylimy prawicę z lewicą i radośnie wrzucamy Prezesa do jednego worka z Dmowskim. Dobrze byłoby zastanowić się, dlaczego strukturalnie PRL to tylko kopia rzekomo prawicowej włoskiej republiki społecznej i czy przypadkiem nie zostały gdzieś tam (może celowo) podmienione etykiety. Zwykle rzeczywistość jest taka, jaką chcielibyśmy we własnej głowie osiągnąć i nie ma nic wspólnego ze stanem faktycznym.
Włosi, tymczasem, zawsze byli pragmatyczni i potrafili zachować do polityków dystans, jeśli tylko ci nie wtrącali się zbytnio do przepisów kulinarnych. Dlatego przypuszczam, że mimo nad Wisłą i w Brukseli szat rozdzierania nic się w Rzymie nie zmieni, a w Tybrze nadal płynąć będzie odpowiednio brudna woda, bo w takiej ryby łowić najłatwiej. Słońce ciągle pozostanie największą wartością i życie przy wieczornym stole z rodziną i przyjaciółmi, a odległość Rzymu od Wyszogrodu mało kogo zainteresuje. I to nieustannie jest źródłem mojego optymizmu.
Dodaj komentarz