Chyba jest to fałszywy dylemat. Myląc często pojęcia utożsamiamy autorytaryzm z dyktaturą, a demokrację sprowadzamy do możliwości udziału w wyborach. Aktualność pokazuje nam jednak, że problemów trzeba szukać zupełnie w innych miejscach. Autorytarnie sprawowana władza nic nie jest warta, jeśli sprawują ją książęta nieprzygotowani do przewodzenia, którzy panowanie redukują wyłącznie do rozdawania przywilejów po to, aby skutecznie budować potęgę swoich rodzin napełniając kiesę.
Z drugiej strony mamy demokrację jako synonim swobód obywatelskich, te jednak zbyt często stosowane są do obrony interesów indywidualnych, grupowych, narodowych, zwykle po to, aby bezrefleksyjnie korzystać z nieograniczonej swobody konsumpcji. Rozważam więc naszą sytuację, gdzie autorytarna jest władza, co schlebia jej egoizmowi, a demokratycznym wydaje się być społeczeństwo, bo stosuje się wobec niego najprzeróżniejsze sztuczki po to, by poczuło, że najświętszych swobód autorytarny Książę nie naruszył. Taki model mamy aktualnie w Polsce, co rodzi określone konsekwencje. W takim modelu autorytarny Książę musi uciekać się do ciągłych oszustw, także dlatego, że sam stał się niewolnikiem własnego pojmowania pewnych schematów, co, moim zdaniem, świadczy o jego ograniczeniu, czyli o tym, że nie powinien władzy sprawować, bo Książę durny nie zasługuje na to, aby być Księciem.
Durnego Księcia współcześnie wymienić można tylko w wolnych wyborach, czyli demokratycznie. Tylko tutaj ma sens demokracja. Autorytaryzm natomiast nie powinien dotyczyć przyklejenia się do stołka władzy. Demokratycznie wybrany i podlegający wymianie Książę ma być autorytarny, czyli korzystać z atrybutów Księcia wyłącznie w ramach technik sprawowania władzy, czyli tak ograniczając niby demokratyczne swobody obywatelskie, aby suweren nie tylko był przekonany, że jest to w interesie wszystkich, lecz aby rzeczywiście było to we wszystkich interesie (bo tylko do tego Książę jest powoływany).
Dodaj komentarz