Czy chamy, czy pany zapominamy nieustannie, co nas od reszty świata odróżnia. Połajanki i epitety pokazują, że ludzi (a może cały świat) nienawidzimy, co skłania do przypuszczeń, iż faktycznie chcielibyśmy każdego przeszkadzającego wyeliminować, a eliminacja oznacza eksterminację. Jak to się ma do chrześcijaństwa? Jak to się ma do podstawowego przykazania: miłości bliźniego?
Zagubieni w wyścigu szczurów mylimy, jednak, miłość z popędem, o którym nam otoczenie ciągle przypomina (jednocześnie ganiąc, kiedy zbyt ostro z nas wyłazi). Wydaje nam się, że miłość to wyłącznie ciupcianie, a jeżeli do tego usuniemy z ciupciania obowiązki, to pozostanie nam czysta przyjemność, a do tej można – niestety – mechanicznie się przyzwyczaić. Wyłącznie ciupcianie pokazuje nam świat wokół, a obok tego tylko przejawy nienawiści. W jakiś sposób ciupcianie plus nienawiść wprowadza w nas chamstwo, a więc tak je pojmując, wszyscy jesteśmy chamami.
Nie zastanawiamy się jednak nad tym, technologia bowiem i jej postęp odciągają nas od refleksji. Owszem, cywilizacja obrazków trenuje w nas znakomicie umiejętności człekokształtnych, lecz lenistwo nasze nie pozwala uzupełniać takiego treningu kształceniem linearnego języka i logicznych powiązań, gdzie każdy skutek ma swoją przyczynę. Odrzucamy Księgę i książki, bo łatwiej nam sięgać po smartfon. W ten sposób pozbawiamy się możliwości Dialogu, w którym zawiera się „a bliźniego swego kochaj jak siebie samego„.
Dodaj komentarz